Freundschaft nach Kraków | Arno Kiehl

FREUNDSCHAFT nach Kraków | Arno Kiehl

 

Bei vielen Veranstaltungen in unserem „Kafejka Językowa“ in Heinersdorf kamen die Beziehungen der Menschen von diesseits und jenseits der Oder und Neiße zur Sprache.
Ich berichtete von meiner 41-jährigen Freundschaft mit einer Familie in Kraków – Bieżanów. Oft kam mir dabei der Gedanke, wie urteilen meine Freunde in Kraków über unsere Freundschaft? Nach meiner Anfrage, ob sie ihre Gedanken darüber zu Papier bringen würden, gaben sie bereitwillig, aber nicht ohne den Hinweis, dass sie so etwas noch nie getan haben, ihrer Meinung Ausdruck.

 

Meine Einstellung zu unserer Freundschaft: Die Freundschaften zu den Familien Sikora und Czechowicz in Kraków resultiert aus meiner 13-jährigen Kinderferiernlagerarbeit mit den Kindern des KWO(Kabelwerk Oberspree) in Polen.
Dieses Kapitel werde ich zur gegebenen Zeit behandeln.

 

Unsere Freundschaft mit o.g. Familien basiert in erster Linie auf Achtung und Vertrauen. Respektierung von Weltanschauung und Glaubensbekenntnis des jeweiligen Anderen.
D.h. Freundschaft ist für mich gegenseitige Hilfe in jeder Situation vor allem wenn Notsituationen auftreten! Gemeinsame Erlebnisse, gemeinsame Feiern und Besuche.
Sehr interessant sind die Etappen des Lebens mit ihren vielfältigsten Erlebnissen und Erfahrungen. Freundschaft ist für mich keine Floskel sondern eine ethisch moralische Grundhaltung zum jeweiligen Freund. Freundschaft heißt für mich Freundschaft leben!
So hat sich unsere Freundschaft entwickelt und sie existiert schon 41 Jahre. Freundschaftliche Kontakte besitze ich nach Kalwaria – Zebrzydowska .Krościenko n. D. zu Familie Mielnik in Kraków – Nowa Huta, zu Basia B. in Berlin und zur Familie Janus in Wysoka bei Dębno.

 

Einen wichtigen Hinweis zur Freundschaft DDR - VRP möchte ich noch anbringen.
Oft habe ich von Westdeutschen Politikern bzw. von einigen Unwissenden vernommen.
Die Ostdeutschen konnten gar keine ECHTE  FREUNDSCHAFT zu den Menschen in Polen entwickeln, da es nur eine verordnete Freundschaft gab. Es gab unbestreitbar plakative Losungen und Transparente mit manchmal sehr gedrechselten Formulierungen.
Es kommt für mich darauf an, was der Mensch aus dem Begriff  FREUNDSCHAFT macht!!

 

Arno Kiehl

 

 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 

To już 41 lat upłynęło od czasu, gdy poznaliśmy się z Arno Kiehl.

 

Byłam na kolonii letniej w Rokowie, koło Wadowic. Pracowałam jako pielęgniarka.

 

Na tej kolonii była też grupa dzieci z Berlina, a ich opiekunem był właśnie Arno. I tam się poznaliśmy.

 

Arno znał dość dobrze język polski. Ja natomiast słabo język niemiecki. Ale mogliśmy się dość swobodnie porozumiewać.

 

Codziennie wieczorem spotykaliśmy się (większość personelu kolonii) towarzysko i bliżej się poznawaliśmy. Zawsze mieliśmy o czym rozmawiać. Było nam razem po prostu fajnie.

 

Nadszedł jednak koniec turnusu i musieliśmy się rozstać. Wymieniliśmy jednak między sobą adresy i numery telefonów. Dzięki temu nasze kontakty były podtrzymywane i coraz lepiej się poznawaliśmy.

 

Odwiedzaliśmy się wielokrotnie. Arno poznał całą moją rodzinę (męża, dzieci) w Krakowie, a ja jego rodzinę w Berlinie.

I tak to trwa do dziś. Choć rzadziej się widujemy z uwagi na wiek i stan zdrowia.

 

 

Oceniając naszą przyjaźń z perspektywy czasu, można zadać pytanie, jak to jest możliwe, że taka przyjaźń w ogóle powstała.

Przecież ja, Polka urodzona na początku II wojny światowej. Moja mama była w obozie koncentracyjnym w Ravensbruck od 1942 r. do końca wojny. Byłyśmy ofiarami wojny, którą wywołał Hitler.

 

A jednak...

 

Pamiętam, jak mama opowiadała o moim i swoim losie w czasie wojny i zaraz po jej zakończeniu. Wielokrotnie podkreślała, że winę za to ponosi Hitler i naziści, oraz Rosjanie.

 

 Ale też bardzo podkreślała, że gdy na piechotę wracała z obozu w Ravensbruck do Polski – do Warszawy, gdzie wcześniej mieszkała, a ja się urodziłam, to właśnie tylko dzięki zwykłym ludziom, rodzinom niemieckim, dotarła do Polski. To oni ją przygarniali, leczyli, karmili, pozwolili nabierać sił na dalszą drogę do ojczyzny.

 

Bo to co wyprawiali czerwonoarmiści, którzy nam „przynieśli wolność”, trudno opisać w paru słowach. Mówiąc krótko – mordowali, gwałcili...

 

Mama wróciła do Polski po dwóch latach, schorowana zarówno fizycznie, jak i psychicznie, ale szczęśliwa i wdzięczna wszystkim ludziom, którzy jej pomogli w drodze przez Niemcy.

 

 

Dlatego mój stosunek do Niemców był, jest i będzie pozytywny. Nie miałam i nie mam uprzedzeń.

 

I dlatego też nasza przyjaźń z Arno była możliwa i trwa do dziś.

 

 

Maja Sikora

 

 

***

 

Es sind ja schon 41 Jahre vergangen, seitdem wir Arno Kiehl kennengelernt haben.

Damals war ich in einem Kinderferienlager in Roków bei Wadowice als Krankenschwester  tätig.

In diesem Kinderferienlager war auch eine Kindergruppe aus Berlin und Arno Kiehl ihr Betreuer. So haben wir uns kennengelernt.

Arno konnte recht gut Polnisch. Ich konnte dagegen nur wenig Deutsch. Wir konnten uns aber ganz passabel verständigen.

Jeden Abend kamen wir zusammen, auch die meisten von dem Personal des Ferienlagers. So kamen wir uns näher. Es waren immer Themen da, über die wir uns gut unterhalten konnten. Dann ging die Ferienzeit zu Ende und wir mussten alle nach Hause fahren. Wir haben die Adressen und die Telefonnummern getauscht. So konnten wir den Kontakt aufrechterhalten und uns noch näher kennenlernen.

Mehrmals besuchten wir uns gegenseitig. Arno hat meine ganze Familie in Kraków kennengelernt (meinen Mann und die Kinder) und ich seine Familie in Berlin.

Und so ist es bis heute, obwohl wir uns jetzt wegen des zunehmenden Alters und des sich verschlechternden Gesundheitszustandes seltener sehen.

Wenn man über unsere Freundschaft aus der Zeitperspektive reflektiert, stellt sich die Frage: wie ist solch eine Freundschaft überhaupt möglich?

Ich bin doch Polin, in den ersten Kriegsjahren geboren. Meine Mutter war seit 1942 bis zum Ende des Krieges im Konzentrationslager Ravensbrück. Wir waren Opfer des Krieges, den der Hitler angerichtet hat.

Und doch…

Ich kann mich daran erinnern, wie meine Mutter gesprochen hat – über mein und ihr Schicksal während des Krieges und gleich danach. Mehrmals betonte sie, dass es Hitlers Schuld sei, die der Nazis und die der Russen.

Sie betonte aber auch, dass auf ihrem weiten Nachhauseweg zu Fuß von Ravensbrück bis nach Polen, nach Warschau, wo sie früher lebte, und wo ich dann auch geboren wurde, ist ihr dank eben einfacher Menschen gelungen, dank deutscher Familien, Polen überhaupt zu erreichen.

Sie haben sie aufgenommen, gesunden lassen, Essen gegeben, geholfen neue Kräfte für den weiteren Weg in die Heimat zu sammeln.

Denn all das, was die Rotarmisten angerichtet haben, Rotarmisten, die uns „Freiheit bringen“ sollten, lässt sich nicht in wenigen Worten sagen. Kurz gesagt: sie mordeten Menschen, vergewaltigten Frauen…

Meine Mutter brauchte zwei Jahre, um nach Polen zurückzukommen. Sie war sowohl körperlich wie auch psychisch niedergeschlagen, aber glücklich. Und dankbar all den Menschen, die ihr auf dem Weg durch Deutschland geholfen haben.

Deswegen war und ist mein Verhältnis zu Deutschen positiv. Ich hatte und habe keine Vorurteile.

Daher war es möglich, dass die Freundschaft zu Arno entstehen konnte und bis heute andauert.

 

Maja Sikora

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Drogi Arno!

Prosiłeś mnie o ocenę przyjaźni między Tobą i naszą rodziną. Nie jest to łatwe, i szczerze mówiąc, nie lubię robić takich rzeczy.

Dla mnie przyjaźń to przyjaźń. Takich rzeczy nie powinno się poddawać ocenie.

Ale napiszę parę zdań o tym, jak ja ją widzę.

Ta przyjaźń trwa już bardzo długo (40 lat :) ). Właściwie nic nie pamiętam z jej początków, bo byłam wtedy dzieckiem, a Ty po prostu przyjaźniłeś się z moimi rodzicami.

To tak zwyczajnie było. W pewnym momencie pojawił się w naszym życiu „wujek Arno”, i tak już zostało. To jest tak, że bliscy przyjaciele stają się jakby członkami rodziny, mimo braków więzów krwi.

Pamiętam, że mama czasem jeździła do Berlina w odwiedziny do Ciebie, że Ty bywałeś u nas w Krakowie.

Zawsze pamiętałeś o kartkach na święta, czasem przychodziły listy, czasem jakieś zdjęcia, dzieliłeś się z nami życiem swojej rodziny, a my naszym życiem.

Dlatego dla mnie to było całkiem naturalne, że przyjechałeś na mój ślub i wesele. No bo jakby mogło być inaczej. Byli wszyscy wujkowie, więc wujek Arno też ;) . Bardzo mnie to cieszyło, a Ty swoją witalnością, uśmiechem i żywiołowością wprowadziłeś bardzo wiele miłego „zamieszania”.

Później też przyjeżdżałeś jeszcze kilka razy, zawsze pamiętając o miłych upominkach dla każdego.

Cóż, życie potoczyło się trochę nie tak, jak planowaliśmy. Problemy Kacpra zdominowały życie naszej rodziny i ograniczyły nas znacząco. Często nie mamy na nic czasu, musieliśmy z wielu planów zrezygnować. Bo terapia, edukacja, bo szpital. Albo po prostu ograniczenia czysto logistyczne (nie jest łatwo robić wiele rzeczy z osobą głęboko niepełnosprawną na wózku, zwłaszcza, gdy zaczyna dorastać i jest już większa od opiekuna...).

Nie mogliśmy więc skorzystać z Twoich wielu zaproszeń do Berlina. Ale myślami często jesteśmy przy Tobie, wspominamy miłe chwile spędzone razem.

Ty pamiętasz o nas nawet w ważnych dla Ciebie momentach (jak ostatnie Twoje okrągłe urodziny, w czasie których zorganizowałeś akcję na rzecz zbierania funduszy na terapię Kacpra, za co jesteśmy bardzo wdzięczni).

Dobrze, że jest telefon, Internet i wciąż możemy utrzymywać kontakt.

Dobrze, że po prostu jesteś.

Bardzo lubisz Polskę i Kraków, to daje się odczuć. Szkoda, że wiek nie pozwala Ci już na dalekie podróże. Mam wrażenie, że przyjaźń z nami jeszcze tą sympatię do Polski i Krakowa umacnia i bardzo mi miło z tej przyczyny.

Pozdrawiam Cię mocno,

Kasia Czechowicz

 

 

***

 

Lieber Arno,

um auf Deine Bitte einzugehen, die Freundschaft zwischen Dir und unserer Familie einzuschätzen, fällt mir nicht einfach, und ehrlich gesagt, mag ich so was gar nicht…

Freundschaft heißt für mich Freundschaft. Solche Dinge sollte man keinerlei Einschätzungen unterziehen.

Trotzdem schreibe ich einige Worte darüber, wie ich das so sehe.

Unsere Freundschaft besteht schon lange (40 Jahre). Eigentlich kann ich mich an ihre Anfänge gar nicht mehr so richtig erinnern, denn ich war ja noch Kind und Du warst mit meinen Eltern befreundet.

Das war ja irgendwie einfach. Auf einmal tauchte in unserem Leben „Onkel Arno“ auf, und so ist es schon geblieben. Es ist schon so, dass die engen Freunde dann zum Familienkreis gehören, auch wenn keine Blutverwandtschaft vorhanden ist…

Ich kann mich noch daran erinnern, dass meine Mutter Dich in Berlin besuchen fuhr und dass Du manchmal auch bei uns in Krakau zu Besuch warst.

Du hast immer an Karten zu diversen Festen gedacht, manchmal kamen irgendwelche Fotos von Dir, so hast Du das Leben Deiner Familie mit uns geteilt und wir mit Dir.

Daher war es für mich selbstverständlich, dass Du zu meiner Trauung und zur Hochzeit kommst. Wie konnte es denn anders gewesen sein? Alle Onkel waren da, dann musste ja auch der Onkel Arno kommen. Und es hat mich sehr erfreut. Und dann hast Du mit Deiner Vitalität, mit Deinem Lächeln und Elan ganz schön „gewirbelt“.

Später, als Du zu uns noch mehrmals zu Besuch kamst, hast Du immer an nette Mitbringsel für jeden gedacht.

Nun gestaltete sich das weitere Leben nicht so, wie wir uns das so wünschten. Kacper und die mit ihm verbundenen Probleme dominierten das ganze Familienleben und brachten etliche Einschränkungen mit sich. Oft bleibt keine Zeit mehr übrig für andere Dinge. Viele Pläne mussten wir aufgeben: wegen der Therapie, wegen der Ausbildung, wegen der Behandlungen. Oder auch wegen der oft rein logistischen Einschränkungen, denn es ist nicht leicht Dinge, mit einer Person zu bewältigen, die im hohen Grade behindert ist, im Rollstuhl sitzt und wenn sie auch noch pubertiert und größer als der Betreuer wird…

Daher konnten wir Deine vielen Einladungen, nach Berlin zu kommen, nicht in Anspruch nehmen. Aber oft denken wir an Dich und an die gemeinsam verlebte Zeit.

Und Du denkst an uns in für Dich wichtigen Momenten, wie Dein letzter runder Geburtstag, anlässlich dessen Du Spenden für Kacpers Therapie gesammelt hast! Dafür sind wir Dir sehr dankbar.

Gut, dass es das Telefon gibt, das Internet, und dass wir ständig im Kontakt bleiben können.

Schön, dass es Dich gibt.

Du magst Polen und Krakow. Das lässt Du auch spüren. Schade, dass Dein Alter weitere Reisen nicht mehr erlaubt. Ich habe den Eindruck aber, dass die Freundschaft zwischen uns diese Sympathie zu Polen und Krakow noch bestärkt. Und darüber bin ich froh.

Ich grüße Dich ganz herzlich

 

Kasia Czechowicz 

Kommentar schreiben

Kommentare: 0